Podsumowania muzyczne 2013 - Najlepsze albumy + inne - rog1234 - 17 grudnia 2013

Podsumowania muzyczne 2013 - Najlepsze albumy + inne

Lata lecą, a przemysł muzyczny zmienia się nie do poznania. Ekspansja internetu pomaga wyłowić morzu wszystkiego, co się ukazuje prawdziwe perełki. Dla mnie był to niesamowicie silny rok, i podsumowanie go jest bardzo trudne. Przedstawiam wam moją, subiektywną jak nic innego na tym świecie, mocno nakierowaną na mój rockowo-metalowo-punkowy gust listę. Pięć najlepszych albumów tego roku. Na końcu znajdziecie też bardziej ogólne podsumowanie wszystkiego co mi się podobało, poza albumami. Zachęcam do przesłuchania załączonych utworów i zapraszam do lektury :) 

5 najlepszych albumów 2013 roku:

5. I See Stars - New Demons 

Czego można oczekiwać po zespole, który znany jest z łączenia post-hardcore'u z metalcore'em i... electropopem? Niezbyt wiele... nowy krążek I See Stars jest jednak kolejnym (po Digital Renegade z 2012 roku) skokiem w bok od tej estetyki. Dużo bardziej dojrzały album, który nie zapomniał jednak jak dobrze się bawić. Elektorniczne zgrzyty i klawiszowe przejścia łączą się z nisko strojonymi gitarami grającymi metalcore'owe breakdowny. Mimo tego, że poszczególne elementy muzyki nie są niczym odkrywczym, razem zachodzi synergia - suma wszystkiego jest o wiele ciekawsza, niż każdy pojedynczy element. 12 utworów to jeden wielki zastrzyk energii, do którego chce się wracać i wracać.
Posłuchaj - Crystal Ball 

4. Balance And Composure - The Things We Think We're Missing 

"Indiecore", jak żartobliwie lubię określać muzykę graną przez ten zespół. Połączenie punkowego nastawienia i struktur z brzmieniem i zacięciem z muzyki indie - ale tego prawdziwego indie, nie komercji wciskanej pod tą nazwą. Przestrzenny wokal i instrumenty, które nie boją się czasami przygrzać mocniej, choć nigdy nie jest to granie ciężkie - zawsze zachowuje naturalną lekkość i przestrzenność. O ile ich poprzednia płyta, Separation z 2011 pokazywała potencjał, tu pokazali mistrzostwo. Szalenie ciekawa i ekscytująca płyta, a lepszej rekomendacji chyba nie ma. 
Posłuchaj - Tiny Raindrop 

3. letlive. - The Blackest Beautiful 

Muzyka wywodząca się z hardcore punku ma pewną charakterystykę, którą uwielbiam - jeśli jest "szczera", słychać to. Bardzo łatwo jest napisać względnie dobrą płytę post-hardcore'ową. Można też dokleić do niej milion dodatkowych gatunków, choćby pop. Sztuka w tym, by brzmieć autentycznie. letlive. pokazało w 2011 roku na albumie Fake History masę potencjału, lecz to ich tegoroczne dokonanie wznosi ich na piedestał muzyki, nazwijmy to, "alternatywnej". Łącząc lekko i bez wysiłku atak i agresję hardcore'u oraz szerokie wpływy ze stron muzyki rockowej i popowej (te refreny i melodie wokalne!) stworzyli coś autentycznego. Autentyczny hardcore i autentyczny pop na jednej płycie, ramię w ramię. Nie uwierzyłbym, gdybym nie usłyszał. Do tego muzykom nie brak talentu, a Jason Aalon Butler to prawdopodobnie najlepszy frontman jakiego można dzisiaj zobaczyć. Coś fenomenalnego.
Posłuchaj - Younger

2. Deafheaven - Sunbather 

Widziałem ten album na tak wielu podobnych listach, że nie potrafię zliczyć. Nie ma w tym jednak niczego złego - jestem raczej zdziwiony. Patrząc na okładkę albumu i jego tytuł nijak nie idzie domyślić się "co" tak naprawdę gra ten amerykański zespół. A grają black metal. Lub, żeby być dokładniejszym - "antytezę" black metalu. Od różowej okładki, przez "słoneczny" tytuł, utrzymanie muzyki w tonacji durowej (czyli "tej radosnej"), aż po lekkie, zwiewne i delikatne brzmienie instrumentów. Mamy tu jednak całą masę krzyku oraz gęstą, ciężką na swój własny sposób atmosferę. Utwory trwają od 9 do 15 minut, a przeplatane są krótszymi, "zaledwie" kilkuminutowymi przerywnikami - Deafheaven może nie wymyśliło post-black metalu, ale jako pierwszy zespół odniósł z tym gatunkiem tak gigantyczny sukces wśród krytyków. To prawdopodobnie najlepszy metalowy album roku i już znaczący pretendent do list najlepszych albumów dekady. Nie wszystkim się spodoba, jednak znać nie tyle warto, co wypada. 
Posłuchaj - Dream House

1. Touché Amoré - Is Survived By 

Przy letlive. wspominałem o "autentyczności", która jest cechą dobrej muzyki hardcore'owej. Touché Amoré robią jeszcze jeden krok dalej. Ten króciutki (zaledwie 30 minut) album to 12 utworów, które mają za zadanie wedrzeć się przez ucho do serca i duszy. Stawia trudne pytania, rozważa znaczenie ludzkiego życia oraz sens tego, co można po sobie pozostawić. Od otwierającego "Just Exist" bombarduje wybuchowym, energetycznym i szczerym melodyjnym hardcore'em. Nie boją się w locie przejść od przestrzennych akordów do blast beatów i z powrotem. Gitarzyści zespołu wyróżniają się na tle innych podobnych swoim ledwie lekko przybrudzonym graniem - ostry i szarpiący charakter uzyskują swoim graniem, nie brzmieniem. Wokalista Jeremy Bolm wypruwa sobie płuca i żyły nad tym wszystkim, swoim niesamowicie przejmującym, rezydującym między krzykiem i recytacją tonem. Teksty to obraz jego życia, napisany jednak w sposób tak uniwersalny, że niemal każde słowo można odnieść do siebie indywidualnie. Ich poetycki, może trochę pretensjonalny ton sprawia, że bronią się i bez muzyki. Album jest na swój sposób klaustrofobiczny - oferuje 21 minut zamknięcia w ciasnej klatce i finałowe 10, które ma za zadanie nas oswobodzić. W procesie tym jest coś oczyszczającego. Od tajemniczej, niebieskiej okładki, przez wszystkie emocje, które Touché Amoré chce przekazać, aż po efekt, który osiągają na samym końcu - Is Survived By to moja najpiękniejsza, najbardziej przejmująca i emocjonalna przygoda tego roku. 
Posłuchaj - Harbor


Podsumowanie ogólne: 

Najlepsze EP (extended play): Enter Shikari - Rat Race EP 

Brytyjskie Enter Shikari ma przepis na sukces w łapie. Działając pod własną wytwórnią - Ambush Reality - mogą wydawać co chcą i kiedy chcą. Zamiast jednak kazać na siebie absurdalnie długo czekać, starają się oferować fanom jak najwięcej muzyki. Ich albumy ukazują się wprawdzie w dwuletnich odstępach, ale między nimi zawsze wypuszczają jakieś single lub EP. Nie są to zapychacze - czego dowodem może być uwielbiany przez fanów "Destabilise". Ten rok upłynął im jednak pod znakiem wypuszczania trzech pojedynczych utworów cyfrowo, by zebrać je razem na końcu. Dzięki temu rozwiązaniu zadowalali fanów, nie tracili zainteresowania i oferowali wgląd w to jakim zespołem są teraz. Te niecałe 10 minut muzyki wnosi więcej świeżości, energii i pasji do muzyki niż nieden album wydany... kiedykolwiek. Od krótkiego, punkowo-łomoczącego "The Paddington Frisk", przez niemal autobiograficzny dla tego wydawnictwa "Radiate", po post-hardcore'owo-elektroniczny hymn, jakim jest "Rat Race" - to wartościowy, wyśmienity materiał prezentujący zespół u szczytu formy. Do tego każdy utwór doczekał się prostego, ale pokazującego przekaz i pomysł zespołu. Żadne zapowiedzi i obietnice nowego albumu nie są warte więcej niż nowa muzyka poprzedzająca go. 

Najlepszy utwór (spoza listy albumów): Daft Punk - Get Lucky

To po prostu musiało się gdzieś tu znaleźć. Francuski duet ma nie lada talent do tworzenia powtarzalnej, monotonnej, a przy tym niesamowicie chwytliwej i porywającej muzyki. "Get Lucky" to nie tylko idealny przykład tego schematu, to też jego najlepsze wykonanie od lat. Ten zwiewny, ale wwiercający się w ucho numer discofunkowy z Pharrellem Williams'em rządził na listach przebojów, w radiu i na imprezach - w pełni zasłużenie.

Najlepszy debiut roku: Everything In Slow Motion - Phoenix

To mały projekt, który (albumem - w 2012 ukazały się dwa utwory) zadebiutował ledwie kilka dni temu - 10 grudnia. Nie jest to jednak w żadnym stopniu amatorszczyzna - Shane Ochsner znany jest światu z post-hardcore'owego projektu Hands. Po rozpadzie tamtego zespołu powołał do życia EISM, które oferuje klimatyczną, dojrzałą mieszankę post-hardcore'u z bardziej przestrzennymi, zwiewnymi brzmieniami w stylu ostatnich dwóch albumów Deftones. "Phoenix" to bardzo ciekawy i angażujący concept album, po którym nie mogę doczekać się więcej. 

Największa niespodzianka: Kayne West - Yeezus  

Kanye był jak komercyjny król świata po sukcesie swoich albumów solowych. Z czego zresztą korzystał bardzo chętnie. Wypluwał z siebie hit za hitem i robił niezłą burzę wokół siebie swoimi zachowaniami. Tego, co znalazło się jednak na jego tegorocznym albumie nikt się nie spodziewał. Jego przedpremierowe zapowiedzi "odrzucenia komercji" i stania się jakimś nowym mesjaszem brzmiały różnie - w zasięgu od dziwnych, do komicznych. Nikt nie był jednak gotowy na to, co ukazało się na tej płycie. Od pierwszego rzężącego syntezatora "On Sight", przez minimalizm wyśmienitego "New Slaves", psycho-odlot "Hold My Liquor" i wiele więcej - album kontrowersyjny i wprost idealny do wywołania gigantycznej burzy i dyskusji. Do tego naprawdę dobry - czego sztandarowym przykładem jest dla mnie "Blood On The Leaves", który jest jednym z najlepszych utworów roku.

Najlepszy soundtrack: Metal Gear Rising: Revengeance - Vocal Tracks 

Metal Gear Rising: Revengeance to moja ulubiona gra roku (być może generacji), a jej udźwiękowienie gra w tym znaczną rolę. Album "Vocal Trakcs" utwierdza tylko w przekonaniu, że soundtrack MGR jest niesamowity. Skrócone, przerobione na "piosenkową" modłę kawałki to 12 krótkich utworów z gry oraz fenomenalny "The War Still Rages Within" z napisów końcowych. Jazda (i muzyka, i gra) obowiązkowa. 

   

Najlepszy teledysk: Alice in Chains - Hollow 

Hollow to jeden z najlepszych utworów roku... zeszłego. Być może album, na którym ten kawałek się znalazł ukazał się w tym roku - i niestety oscyluje między przeciętnym a słabym - utwór jednak pojawił się pod koniec 2012. Potężny doom metalowy riff, charakterystyczna dla AIC dynamika i harmonie wokalne połączone z długą, ale mistrzowsko wykonaną budową to przepis na sukces. Jeszce lepszy jest jednak razem z teledyskiem. Mroczna, intensywna i trzymająca w napięciu jak dobry horror historia o mężczyźnie wykonującym przez setki dni te samą pracę zupełnie samemu w kosmosie. Dokumentacja jego powolnego popadania w szaleństwo i desperację jest wprost niesamowicie gęsta i intensywna, trzyma w napięciu i nie pozwala oderwać wzroku. Być może najlepszy teledysk jaki widziałem.  

To tyle... na teraz. ;) Dzięki za uwagę wszystkim, którzy wytrwali do końca  - zapraszam do komentowania. Równie mocno zachęcam do zerknięcia na podobny wpis autorstwa gameplayowego kolegi fsm'a, oraz wypatrywania w najbliższym czasie wpisu dartha16

rog1234
17 grudnia 2013 - 19:56